Pamiętasz swój pierwszy obraz, który zobaczyłeś ?
Może to było w galerii? Może w książce? Albumie?
Osobiście pamiętam jak zaniemówiłam na widok nenufarów Claudea Moneta.
W małej zielonej encyklopedii. Obraz był malutki…
…kilka dosłownie centymetrów. Obrazek w encyklopedii był kolorowy. Potrafiłam się wpatrywać w niego godzinami.
Bardzo chciałam go namalować.
Albo przemalować te nenufary. Namalować tak jak prawdziwy malarz. O tak! Pomyślałam, że spróbuję to zrobić. Tekturkę przycięłam jak paletę, drugą tekturę pomalowałam na biało – jak obraz, jak płótno.
Miałam może 10, a może 11 lat.
Farby, które znalazłam w domu, były w małych plastikowych i okrągłych słoiczkach. W dodatku złej jakości i tylko 12 kolorów.
Były to zapewne wodne gwasze, które miały niewiele pigmentu, a dużo wypełniacza. Po Prostu były to naprawdę złej jakości farbki. Pomieszane zielenie zrobiły szarą papkę, a błękit zamieniał się w gołębi odcień.
Nie było kontrastu, ani wibracji które były na obrazach Moneta. Nie potrafiłam dobrać kolorów, by kolory podbiły swoje tony. Pamiętam, że bardzo mnie to smuciło.
Claude Monet, sztandarowy impresjonista malował nenufary w swoim ogrodzie wiele razy.
Malarz stał godzinami w plenerze, patrząc na staw. Rysował i malował setkami swoje nenufary. Namalował trzy ogromne płótna – miałam możliwość, by obejrzeć dwa z nich na żywo. Pierwszy ogromny obraz z nenufarami mogłam obejrzeć, kiedy Wystawa z Nowojorskiego muzeum MOMA (Museum of Modern Art) przyjechała do Berlina. Stałam 5 godzin by wejść do muzeum, takie były tłumy. A i nie było pandemii.
Drugi obraz zobaczyłam rok temu, w Zurychu, gdzie jest zbudowana specjalna sala dla tych obrazów. Coś wspaniałego.
Kiedy drugi raz zamarzyłam, by nauczyć się malować… To też jest ciekawa historia! Jeszcze kiedyś Wam ją opowiem!