Louise Nevelson
„…Kiedy zakochałam się w czerni, zawarła ona w sobie cały kolor. Nie zaprzeczyłam, że nie ma żadnego innego koloru. To akceptacja. Ponieważ czerń obejmuje wszystkie kolory.
Czarny jest najbardziej arystokratycznym kolorem ze wszystkich. Jedynym kolorem arystokratycznym. Dla mnie to jest ostateczność. Można być spokojnym, bo czerń zawiera w sobie wszystko. Nie ma koloru, który dałby ci poczucie totalności. Spokoju. Wielkości. Ciszy. Podniecenia.
Widziałem rzeczy, które zostały przekształcone w czerń, a które wyglądają po prostu wspaniale. Nie chcę użyć gorszego słowa. Jeśli tak się dzieje z rzeczami, którymi się zajmowałam, to znaczy, że ich istotą jest to, co nazywacie alchemią”. – Fragment książki „Dawns and Dusks: Taped Conversations with Diana MacKown” Louise Nevelson, 1976,
Nowy Jork, miasto ekspatów, miasto kultur i różnic. Współczesna wieża Babel. Tam też żyła i mieszkała Louise Nevelson. Rzeźbiarka, której korzenie sięgają ukraińskiej ziemi.
Urodziła się w 1899 roku w guberni połtawskiej Imperium Rosyjskiego (w Perejasławiu, na południowy wschód od Kijowa na Ukrainie), a na początku XX w wieku 6 lat trafiła z rodziną do Stanów Zjednoczonych. Nevelson uczyła się angielskiego w szkole, w domu mówiła w jidysz.
Była najmłodszą córką ortodoksyjnego rosyjskiego małżeństwa żydowskiego, Isaaca Berliawsky’ego (1871-1946) i Minny Sadie (Ziesel) Smolerank (1877-1943). Jej ojciec wyemigrował do Ameryki już w 1902 r. i prowadził tartak w Rockland w stanie Maine. W 1905 r. rodzina poszła w ich ślady i zmieniła swoje nazwiska na anglojęzyczne. W domu rodzinnym mówiło się w jidysz. Berliawsky uczęszczała do Rockland High School, którą ukończyła w 1918 r. Wkrótce potem zaczęła chodzić do szkoły artystycznej w Auguście, gdzie studiowała malarstwo i rzeźbę.
W 1920 r. wyszła za mąż za zamożnego Charlesa Nevelsona, współwłaściciela firmy przewozowej, i przeniosła się z nim do Nowego Jorku, gdzie urodziła im syna Myrona (1922-2019), zwanego Mike’em.
Jednak mąż zabronił jej zajmować się sztuką i uczęszczać na zajęcia. Odcięta od źródła witalności, popadła w głęboką depresję. Kiedy to się stało, zwierzyła się matce i siostrze Anicie. Matka Nevelson, wyprzedzając swoje czasy, wsparła córkę całym sercem, zobowiązując się w razie potrzeby zaopiekować się Myronem Nevelsonem. Artystka była wtedy wolna. Podjęła decyzję o odejściu od męża, by realizować swoje powołanie. Marjorie Eaton, również artystka i wieloletnia przyjaciółka Louise, powiedziała: „Charles Nevelson dawał Louise dziesięć dolarów tygodniowo na życie, próbując zmusić ją, by do niego wróciła, sprawiając, że czuła się niekomfortowo. Nie wiedział, co z nią zrobić, i chciał ją zatrzymać. Chciał mieć piękną kobietę do domowego związku. Nie wiedział, że ma geniusza.”
W 1931 r. rozstała się z Charlesem Nevelsonem. W 1929 roku wyjechała do Europy do Niemiec na studia w Monachium u Hansa Hofmanna, gdzie poznała wiele kierunków które rozkwitały w Europie. Największy wpływ na Louise wywarły wtedy kubizm, rzeźba afrykańska, Henri Matisse i Pablo Picasso.
W ciągu następnych lat Louise Nevelson współpracowała z Hofmannem, który emigrował do Ameryki, ale także malowała murale z Diego Riverą.
W 1941 r. miała swoją pierwszą wystawę indywidualną w Karl Nierendorf Gallery w Nowym Jorku.
Dzięki kubizmowi zainteresowała się kolażem, pęknięciami i abstrakcją. Z surrealizmu wyniosła wykorzystanie snów, podświadomości, mitów i symboli kultur niezachodnich. A dzięki dadaizmowi zaangażowała się w świat materialny – materiały znalezione, odpady kultury miejskiej. Jej linie nawiązują dialog z pociągnięciami pędzla ekspresjonizmu abstrakcyjnego.
Jej rzeźby, zazwyczaj wykonane z drewna, przypominają układanki dosłownie w pudełkach, w których wiele misternie wyciętych elementów składały się w rzeźby ścienne lub stojące niezależnie elementy, często trójwymiarowe. Wyjątkową cechą jej prac jest to, że reliefy były często malowane monochromatycznie w czerni lub bieli.
Kawałki drewna zbierała wszędzie. Mówiła, że oddaje im życie.
W styczniu 1943 roku w galerii Peggy Guggenheim’s Art of This Century na Manhattanie odbyła się „Wystawa 31 kobiet”. Pokazywała wyłącznie kobiety malarki; oprócz prac Nevelson wystawiano na przykład prace Fridy Kahlo, Meret Oppenheim, Dorothei Tanning i innych. Galeria Peggy Gugenheim była jedną z czołowych galerii w tamtym czasie, wprowadzającą nowe trendy na rynek sztuki.
Louise Nevelson być może znana jest bardziej jako kobieta niż jako artystka.
Nevelson stała się pionierką sztuki „assemblage”. Brała znalezione przedmioty (głównie drewno) z ulicy lub placu budowy i tworzyła z nich niepowtarzalne rzeźbiarskie pudełka i ściany. Z biegiem lat jej prace przybierały coraz większe rozmiary i skalę, obejmując instalacje i ogromne nowoczesne rzeźby ze stali, takie jak te na placu nazwanym jej imieniem. Ze swoimi charakterystycznymi ciemnymi rzęsami z norek, chustami na głowie i wielowarstwowym ubiorem była trudna do przeoczenia w swojej dzielnicy Little Italy, gdzie mieszkała i pracowała przez ponad trzy dekady, aż do śmierci w wieku 89 lat.
„Czasami to materiał przejmuje kontrolę, a czasami to ja ją przejmuję. Pozwalam im grać, jak na huśtawce. Używam akcji i kontrakcji, jak w muzyce, przez cały czas. Akcja i przeciwdziałanie. Zawsze była to relacja – ja mówię do drewna, a drewno mówi do mnie” Louise Nevelson
W latach 60. sława Nevelson rosła, ale tylko stopniowo. Miała 60 lat, gdy Museum of Modern Art zaprosiło ją do udziału w przełomowej wystawie „Sixteen Americans” z 1959 roku, w której wzięli udział tacy artyści jak Jasper Johns, Frank Stella i Robert Rauschenberg – wszyscy mieli wtedy po 20 lat. „Całe moje życie było spóźnione” – powiedziała wówczas jednemu z rozmówców. Niestety przez wiele lat jej prace się nie sprzedawały. Sławę i rozgłos osiągnęła dopiero pod koniec życia. Kiedy miała 60 lat jej prace sprzedawały się coraz lepiej, nie narzekała na brak zamówień.
Osiemdziesięcioletnia Louise pytana o wiek, mówiła, że go nie czuje, bo czuje siłę i nieustanną chęć tworzenia.
Najważniejsze prace rzeźbiarskie w jej karierze były wystawiane w galeriach jako „enviroments” czyli instalacje złożone z wielu rzeźb, które funkcjonowały jako całość, grupowała je pod jednym tytułem, m.in. takie jak „The Royal Voyage”, „Moon Garden + One” i „Sky Columns Presence”. Choć prace te nie istnieją już jako całości, ich oryginalna konstrukcja pozwala poznać proces i wielkość prac artystki.
Te prace były zaaranżowane tak, jakby każda rzeźba była ścianą czterobocznego pokoju. Podkreślę, że były w jednolitym kolorze – czarnym, białym lub złotym. Najczęściej w matowej czerni. Czujesz się malutki stojąc przed ogromną ścianą, gdzie fragmenty tworzą rytm, dziury i wypukłości. Stoisz wśród tych zebranych części, których artystka stworzyła swoiste pasujące do siebie puzzle. Tworząc z tych przedmiotów siatkę pudeł, kubików. Artystka nadała im pewną wagę, bardzo intrygującą. Stojąc przed taką wielką ścianą powtarzalnych kształtów od razu zastanawia mnie każdy przedmiot i element, którego użyła Nevelson.
Sztuka to układanka. To nadawanie nowego znaczenia, starym zwykłym przedmiotom. Dodanie odrobiny magii, trochę czarów i mamy dzieło sztuki.
Louise Nevelson zmarła w 1988 roku w wieku osiemdziesięciu ośmiu lat.
Nevelson pozostaje jedną z najważniejszych postaci XX-wiecznej rzeźby amerykańskiej.
Na jej cześć nazwano Louise Nevelson Plaza – pierwszy plac w centrum Nowego Jorku poświęcony pierwszej artystce.